Recenzja obiektywu SAMYANG AF 85/1.4 II (Sony FE)
Ładnych parę lat minęło, odkąd Samyang wypuścił pierwszą wersję obiektywu AF 85/1.4 do Sony E. W tamtym czasie był okazał się to strzał w dziesiątkę – obiektyw z AF o takich parametrach zaprojektowany specjalnie pod bezlusterkowce, z relatywnie niewielką wagą i atrakcyjną ceną. W międzyczasie pojawił się mocny gracz w postaci konkurencji (Sigma 85/1.4 DG DN), szkło praktycznie bez wad, jednak zauważalnie droższe od obiektywu Samyanga, ale świetnie wypełnił lukę między właśnie Samyangiem a flagowym obiektywem Sony 85 GM (który zasadniczo opinie ma bardzo różne i chodzą plotki o jego następcy). Skupmy się jednak na bohaterze niniejszego tekstu – czyli drugiej wersji Samyanga AF 85/1.4.
Co nowego ? Zasadniczo Samyang chyba wysłuchał wszystkich większości uwag użytkowników i następca ma sporo nowości. Przede wszystkim jeszcze odchudzono obudowę – obiektyw ma już teraz tylko 515 g i średnicę filtra 72mm. Co prawda gabarytowo jest minimalnie wyższy od Sigmy DG DN, ale jednak jest od niej o prawie 20% lżejszy no i ma mniejszą średnice filtra. Posiada również nowy silnik STM, który jest zauważalnie szybszy od poprzednika, celniejszy no i też trochę szybszy ( w pierwszej wersji słychać było ruch soczewek wewnątrz podczas ustawiania AF). Obiektyw jest też w pełni uszczelniony, ma programowany przełącznik nastaw (możemy sobie na nim zaprogramować za pomocą opcjonalnego Lens Station np. AF/MF lub sterowanie przysłoną za pomocą pierścienia ostrości) oraz przycisk AFL który również możemy przeprogramować (ale to już w ustawieniach aparatu). Aluminiowy korpus i pierścień nastaw z pierwszej wersji został zastąpiony kompozytowo – gumowym wykończeniem i szczerze mówiąc bardziej podoba mi się w tej nowej wersji i także lepiej wygląda. Dodatkowy , czerwono-metaliczny pierścień lekko schowany z przodu obiektywu dodaje trochę urody, choć nie rozumiem trochę niekonsekwencji u Samyanga, bo nie wszystkie obiektywy z nowej linii są w niego wyposażone (np. 35/1.4 II czy 135AF).
Co do samej optyki – tutaj jest zupełnie bez zmian, przynajmniej teoretycznie. Producent chwali się specjalnymi soczewkami oraz 9 listkową przysłoną, jednak to samo było w poprzedniku. Zgodnie z moimi przypuszczeniami chyba zastosowano inne powłoki, ponieważ w porównaniu do Sigmy nie ma już tego ciepłego zafarbu, który był u poprzednika, nawet Samyang daje odrobinę chłodniejszy obrazek od japońskiego konkurenta. Sama ostrość jest na wciąż dobrym poziomie, nawet na sporej matrycy A7R3 w centrum kadru nie brakuje ostrości na f/1.4, po domknięciu przysłony jest tylko lepiej. Brzeg kadru wygląda trochę gorzej, ale na dobrym poziomie.
Porównanie plastyki w obiektywie Samyang i Sigma:
Wycinki 100%
Ostrość w obiektywie Samyang (odległość ok. 1m, aparat A7R3, manual).
Wycinki zdjęć w 100% możecie obejrzeć pod linkiem: >>LINK<<
Winieta jeśli komuś oczywiście wadzi – jest najbardziej widoczna tylko na 1.4, po lekkim domknięciu już wyraźnie zanika by w okolicach przysłony f/4 nie była zupełnie widoczna. Dystorsja? Świetnie skorygowana.
Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, tak zresztą, jak w pierwszej wersji to praca pod światło. W porównaniu z Sigmą pod światło Samyang trochę gubi kontrast i można łatwo złapać flarę. Łatwiej też dostrzec poprzeczną aberrację (fioletowe obwódki wokół kontrastowych elementów, zwłaszcza przy pełnym otworze przysłony). Producent nie zastosował tutaj szkieł asferycznych tłumacząc korzystny wpływ na rozmycie obrazu i brak negatywnego efektu „cebuli” widocznych w rozmytych punktach świetlnych. Dla niektórych na pewno będzie to dobry argument. Mamy też możliwość ostrzenia od 85cm, czyli z trochę krótszej odległości niż u poprzednika. Trochę też szkoda, że nie postanowiono „zaokrąglić” nieco listków przysłony , bo mimo że jest ich 9, to jednak od 2.8 w górę widać, że jednak po domknięciu rozmycie jest trochę „kanciaste”.
Trochę też o dzisiejszych realiach rynkowych. Pierwsza wersja Samyanga naturalnie schodzi z rynku a jej cena w sklepach na dzień dzisiejszy oscyluje w przedziale 2700 zł. Jest (i była to od początku) mniej więcej podobna, dobrze skalkulowana cena. Sigma to już koszt (bez promocji) powyżej 5 tys. zł, a cena Sony GM to powyżej 7 tys. zł. Koreański producent skalkulował nową wersję 85-tki na poziomie 3700 zł i wciąż to jest atrakcyjna cena biorąc pod uwagę ofertę konkurencji, natomiast obecnie można go kupić w wiosennej promocji za ok 3 tys. zł i to naprawdę fajna opcja, zwłaszcza jeśli ktoś rozważa starszą wersję Samyanga to w chwili obecnej na pewno warto jest dołożyć te 3 stówki. Rozpatrując jednak cenę bazową, to nawet ten 1000 zł różnicy między starą a nową wersją warta jest rozważenia bo usprawnień jest dużo, a sama optyka mimo że układ optyczny bez zmian, to jednak wydaje się być trochę lepszy jeśli chodzi o rozdzielczość no i kolorystykę.
Poniżej porównanie wielkości z Sigmą 85/1.4 DG DN.
Tak, jak do niedawna obiektywów z AF w popularnych ogniskowych (35,50,85) było w systemie Sony jak na lekarstwo, tak teraz mamy już ich aż nadto. Samych 85-tek tak na szybko naliczyłem chyba z 9, choć może którąś pominąłem. Ale co ciekawe, każda z nich jest nieco odmienna i plasują się też w różnych kategoriach cenowych. Ten Samyang jest w mojej ocenie fajnie skalkulowany, bo wpisuje się w półkę między tańszymi obiektywami ze światłem 1.8, a droższymi rozwiązaniami od Sony i Sigmy ze światłem 1.4. Nie jest szkłem zupełnie bezkompromisowym, bo ma jednak wciąż rzeczy, które można poprawić (ale ma je też i Sigma i Sony) ale być może Samyang zostawia sobie furtkę do wypuszczenia wersji nr III w bliższej lub dalszej przyszłości swoich produktów.
Na koniec wady i zalety oraz troszkę zdjęć przykładowych.
+ bardzo dobra ostrość w centrum kadru
+ świetnie skorygowana dystorsja
+ dobrze wykonana uszczelniona obudowa z ciekawym designem
+ funkcjonalność (tryby pracy, guzik AFL)
+ przyjemny bokeh
+ przyjemna kolorystyka (bez zafarbu jak w wersji 1)
+ rozsądna cena
+ nowy, szybszy i cichy silnik STM
+ winieta szybko reaguje na domknięcie przysłony
- praca pod światło mogłaby być poprawiona
- listki przysłony bez zaokrągleń
AF-C też daje radę (poniżej zdjęcie w ruchu)